zgGenerał broni w st. spocz. Zdzisław Goral mieszka (od blisko 5 lat) w Nowogardzie ze swoją żoną Bożeną. Prawdziwą jego pasją od najmłodszych lat, jest wojsko, w którym przesłużył ponad 40 lat.Swoją karierę wojskową rozpoczął w 1969 roku rozpoczynając studia w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Pancernych w Poznaniu. W latach 1980–1983 studiował w Akademii Wojsk Pancernych, w Moskwie, a w 1998 r. ukończył studia podyplomowe w Centrum Polityki Bezpieczeństwa, w Genewie. W wojsku zajmował stanowiska od dowódcy plutonu do dowódcy korpusu. W latach 2006-2009 był dowódcą Wielonarodowego Korpusu Północno–Wschodniego w Szczecinie. Za służbę był wielokrotnie wyróżniany i odznaczany m.in.: złotymi medalami Za Zasługi dla Obronności Kraju oraz Siły Zbrojne w Służbie Ojczyzny, Krzyżami Kawalerskim i Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, a także odznaczeniami zagranicznymi jak: Medalem ONZ „W Służbie Pokoju”, Złotym Krzyżem Honoru Bundeswehry  oraz Wielkim Krzyżem Zasługi z Gwiazdą Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec.

Red. Jak zaczęła się pana przygoda z wojskiem?

Gen. Zdzisław Goral: - Od małego chłopca interesowałem się wojskiem. W szkole byłem harcerzem i nosiłem mundur. Pamiętam, że mieszkając w Dębicach często nad moim domem latały samoloty z goleniowskiego pułku lotniczego. Wybiegałem wtedy z domu, aby zobaczyć co „wyprawiają” w powietrzu. Bardzo chciałem być pilotem, ale los potoczył się inaczej. Zamiast lotnikiem, zostałem czołgistą. Związałem się z wojskami pancernymi. 

Red. Ukończył pan Akademię Wojsk Pancernych w Moskwie...

- Tak. Studiowałem tam w latach 1980–1983. Mało czasu aby opowiadać, bo to piękny okres. Akademia ta to odpowiednik polskiej Akademii Sztabu Generalnego. Ciekawy był program studiów, a poza tym, byliśmy tam z rodzinami co ułatwiało życie i studia. Ukończenie Akademii „otworzyło drzwi” w mojej karierze, ugruntowało mnie, a przede wszystkim akademia dobrze mnie przygotowała do planowania, organizacji i prowadzenia działań bojowych. Poza tym,  nauczyłem się biegle mówić po rosyjsku i uzyskałem dyplom tłumacza wojskowego z j. rosyjskiego.

Red. Dowodził pan wojskami pancernymi...

- Tak, bo wojska pancerne to pięść uderzeniowa wojsk lądowych.  Byłem dowódcą plutonu i kompanii czołgów. Po akademii wojsk pancernych na krótko trafiłem do sztabu 20 Dywizji Pancernej w Szczecinku. Następnie służyłem jednostkach pancernych w Czarnem, w Stargardzie i w Budowie k. Złocieńca. W pułku czołgów było wówczas 90 czołgów. W latach 1998-2000, dowodziłem pancernym związkiem taktycznym, czyli 11 Dywizją Kawalerii Pancernej w Żaganiu. 

Red. Jak pan się znalazł w strukturach NATO?

- Będąc dowódcą 11 Dywizji Kawalerii Pancernej miałem pierwsze kontakty z żołnierzami NATO. Szkolili nas i pomagali osiągnąć natowskie standardy. Po dwóch latach zostałem zastępcą dowódcy Korpusu w Szczecinie. W 2002 roku wyjechałem do Mons, w Belgii, gdzie znajduje się Kwatera (Dowództwo) Strategicznego Dowództwa Operacyjnego NATO (SHAPE) będąca w strukturze dowodzenia NATO. Tam byłem szefem pionu szkolenia i ćwiczeń. Dwa lata później otrzymałem stanowisko  w strukturze wojsk NATO. Zostałem zastępcą dowódcy korpusu szybkiego reagowania NATO w Istambule, w Turcji, a w 2006 roku wyznaczono mnie na dowódcę Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego w Szczecinie, czyli znów znalazłem się w strukturach wojsk NATO.

Red. Miał pan w swoim życiu spotkanie z typowym polem bitwy?

- Owszem, chociaż nie były to typowe bitwy do jakich przygotowywano mnie w akademii. Byłem dwa lata (1993-95) na misji ONZ (UNPROFOR) w Jugosławii, a właściwie w byłej Jugosławii. To była tzw. „misja pokojowa” ale pokoju tam nie było. Często dochodziło do wymiany ognia. Walki między sobą prowadziły tam głównie trzy nacje: Chorwaci, Serbowie i Bośniacy. Naszym zadaniem było utworzenie strefy rozdzielenia wojsk (pomiędzy Serbami i Chorwatami), nadzorowanie strefy, spowodowanie zakończenia walk, utrzymanie pokoju i ochrona ludności lokalnej. My (ONZ),  jako wojska neutralne wobec wszystkich stron konfliktu, spotykaliśmy się ze wszystkimi. Jedni na drugich się skarżyli, nienawidzili się. Były tam bardzo groźne sytuacje. Trudno nam było poradzić sobie z nimi. Zginęło bardzo dużo ludzi, w tym także żołnierzy ONZ.  

Red. W marcu obchodziliśmy kolejną rocznicę wstąpienia Polski do NATO. Jak pan ocenia uczczenie tego wydarzenia?

- Trudno ocenić coś, czego nie było. W środkach masowego przekazu nic nie słyszałem na ten temat, albo prawie nic. Polska powinna o Sojuszu mówić całemu społeczeństwu, reklamować go za to, że jak na razie, jest jedynym gwarantem bezpieczeństwa międzynarodowego. Członkostwo w NATO to nie tylko sprawa wojska. To Polska jest członkiem Sojuszu, a nie tylko i wyłącznie jej siły zbrojne. Tak jeszcze niektórzy rozumieją. Ja osobiście nie uczestniczyłem w żadnych uroczystościach (nie otrzymałem zaproszenia), ale z tej okazji, wygłosiłem wykład na temat NATO dla Uniwersytetu III Wieku. 

Red. Ilu jest generałów broni w Polsce?

- Jeśli się nie mylę, to w służbie czynnej jest czterech. Powinno być ich 2-3 więcej. Dużo generałów odeszło ze służby lub zostało zwolnionych w ostatnich dwóch latach i powstała luka kadrowa. Nie ma kogo na generałów broni mianować. Potrzeba kilku lat aby młodsi „dorośli”. Natomiast szybkie awansowanie generałów uważam za duży błąd, który wcześniej czy później może się zemścić. Tak już było. 

Red. Jak pan ocenia dzisiejszą sytuację polityczną w kraju?

- Wiele nieprzyjemnych rzeczy wydarzyło się, tak dla państwa, wojska jak i wszystkich służb mundurowych. Wielokrotnie złamano Konstytucję i inne zasady działania i postępowania najważniejszych instytucji (Sejm, Senat) i osób w państwie. Wojsko, jak cały kraj, zostało podzielone. To nie może cieszyć obywatela,  a szczególnie żołnierza, kiedy przeciwko niemu ustala się upokarzające i podłe ustawy depresyjna (obniżenie i pozbawienie emerytur) i degradacyjna (pozbawienie i obniżenie stopni wojskowych). To upokarza tych co zawsze ojczyźnie służyli. Nie będę rozwijał tego tematu bo są to dla mnie emocjonalne sprawy. 

Red. Ciągłe wyjazdy to rozłąka z rodziną.

- Takie to jest życie wojskowego. Pełna dyspozycyjność (7/7 dni w tygodniu, 24/24 godziny na dobę), etc. Przynajmniej tak było za moich czasów służby. Większość z tych, którzy dzisiaj oceniają wojskowych, mszczą się na wojsku,  nie mają o tym bladego pojęcia. Ostatnie ponad 20 lat mojej służby,  mieszkaliśmy w Szczecinku. Przepraszam, źle się wyraziłem, żona mieszkała, bo ja razem z nią to może jakieś trzy lata – reszta - poza domem, poza rodziną.

Red. Czy według pana młodzi ludzie mają dziś odpowiednie wzorce do naśladowania?

- Każdy z nich pewnie kogoś ma. Ale czy są to wzorce godne naśladowania to wątpię. Niestety, cierpimy dzisiaj na brak autorytetów w naszym kraju. Niektórych „ważnych” w ogóle słuchać się nie da, a mają oni najwięcej do powiedzenia na każdy temat i lubią pokazywać się w mediach. O prawdziwych autorytetach, których już nie ma z nami, nie chcą pamiętać, nie chcą ich przypominać i przywoływać. Tworzy się jakąś nową historię o Polsce. Szkoła się wypięła (przepraszam), nauczyciel nie jest wzorcem, boi się uczniów, a rodzice, jeśli pracują to liczą na szkołę i tak to się kręci. Ja widzę jeszcze ludzi w Polsce, których naprawdę warto posłuchać i na nich się wzorować.

Red. W jakim stanie jest uzbrojenie naszego kraju?

- Pyta Pani o bardzo szeroki problem, od wyposażenia pojedynczego żołnierza po systemy uzbrojenia dla poszczególnych rodzajów sił zbrojnych. Niestety, modernizacja polskiej armii stanęła, a kto stoi ten się cofa. Pozrywano przetargi na sprzęt i uzbrojenie. Brakuje nowszych generacji, stary wymaga wymiany, remontów i modernizacji. Polska jest dzisiaj słabsza i nie tylko z powodu opóźnień w modernizacji. Póki co, każdą technikę wojskową i uzbrojenie obsługuje człowiek, dziś dobrze wyszkolony żołnierz zawodowy, który  sam musi się intensywnie szkolić. A z tym jest różnie. Tym bardziej, że najlepszych fachowców z wojsk operacyjnych zabrano (kupiono) do WOT (terytorialni) obiecując im szybkie awanse, wyższe stanowiska, etc.

Red. Jak pan ocenia stacjonowanie w naszym kraju wojsk amerykańskich?

- Generalnie, to wygląda to tak, że jednych „wypędziliśmy” z Polski, a drugich teraz prosimy aby przyszli i chcemy ich jak najwięcej. A ten nasz niby „wróg” to chyba pęka ze śmiechu. To polityka, w którą nie wchodźmy. 

Red. Od kiedy mieszka pan w Nowogardzie? 

- Służbę zakończyłem w styczniu 2010 roku. Znaleźliśmy miejsce w Nowogardzie i wybudowaliśmy dom, w którym zamieszkaliśmy pod koniec 2013 roku. Dobrze nam się tutaj mieszka. Znamy to miasto. Bywaliśmy w Nowogardzie od czasu do czasu. Pamiętam Nowogard z lat szkolnych. Ładne to było miasto  no i to jezioro w środku. Zauważyłem jednak, że kiedy przestał być miastem powiatowym jakby  podupadł. Taką naprawę gospodarczą zauważyłem od czasu gdy stery przejął pan Robert Czapla. Widać, że jest energicznym i chętnym do działania burmistrzem. Nowogard się zmienia na lepsze. Być może będzie to powrót do świetności. Dobrze, że powstają nowe miejsca pracy w Nowogardzie i mam nadzieję, że miasto będzie się rozwijać.

Red. Pomnik na Placu Wolności... Co pan sądzi o tym, że ktoś go uszkodził ochlapując farbą?

- To zapewne jakiś wybryk chuligański. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Historia ma swoje prawa. Ale ryba psuje się od głowy. To co wyprawia się z pomnikami w Polsce, to jest jeden skandal. Inne państwa w Europie, nawet Niemcy, nie burzą pomników związanych z II wojną światową. Wręcz przeciwnie, stoją i są zadbane. Moim zdaniem wszystkie pomniki powinny stać jako świadectwo historii naszych ziem.

Red. Dziękuję za rozmowę. (bs)